OTRZYMALIŚMY NAGRODĘ ARCHITEKTONICZNĄ ZA BROWARY WARSZAWSKIE!
07.06.2022 odbyło się ogłoszenie wyników 11. Nagrody Architektonicznej POLITYKI za 2021 rok. Decyzją jury Grand Prix otrzymała pracownia JEMS Architekci za projekt Browarów Warszawskich. A tak redakcja tygodnika napisała o nas:
Grand Prix Nagrody Architektonicznej POLITYKI, otwierające drugą dekadę naszych wyróżnień, trafia w ręce pracowni JEMS Architekci, docenionej za zagospodarowanie terenów po Browarach Warszawskich.
Można powiedzieć, że relacje z pracownią JEMS Architekci nasza nagroda ma długie. Ich realizacje trafiały do naszego finału już pięciokrotnie: w 2011 r. (19. Dzielnica w Warszawie), w 2012 r. (biurowiec Pixel w Poznaniu), w 2013 r. (rozbudowa Biblioteki Raczyńskich w Poznaniu), w 2015 r. (Międzynarodowe Centrum Kongresowe w Katowicach, Grand Prix) oraz w 2016 r. (Hala Koszyki w Warszawie). I choć podobnym wynikiem pochwalić się może też KWK Promes i Robert Konieczny, to „jemsi” otwierają w historii naszej nagrody nowy etap: Grand Prix odebrali w tym roku po raz drugi! Wcześniej nikomu się to nie udało.
Zagospodarowanie terenu Browarów Warszawskich wpisuje się w długi ciąg interesujących rewitalizacji terenów poprzemysłowych w Polsce. W pierwszej dekadzie budowania polskiego kapitalizmu, czyli w latach 90. XX w., w kraju dokonało żywota wiele fabryk i zakładów przemysłowych, ale musiało upłynąć trochę czasu, by inwestorzy odkryli potencjał tych miejsc. Część przerabiano na lofty (np. U Scheiblera w Łodzi, de Girarda w Żyrardowie), wiele – na biura, niekiedy na hotele. Ciekawy kierunek rozwoju otworzyła w 2002 r. adaptacja (projekt pracowni Bulanda Mucha) starej papierni w Konstancinie-Jeziornie na kameralne i klimatyczne centrum handlowo-usługowe. W tym samym kierunku poszedł kolejny, tym razem gigantyczny, projekt łódzkiej Manufaktury, powstałej na terenach dawnej fabryki Izraela Poznańskiego.
Z czasem pojawiało się coraz więcej projektów rewitalizacyjnych obejmujących nie tyle jeden obiekt, ale kompleksowo – całe tereny dawnych hut, kopalni, fabryk. Wielkim przedsięwzięciem stało się np. przekształcenie terenów dawnej Kopalni Katowice na Strefę Kultury składającą się z nowego Muzeum Śląskiego, Sali koncertowej NOSPR i Międzynarodowego Centrum Kongresowego. Ale najwięcej projektów tego typu zrealizowano w stolicy. Zaczęło się od skromnej Fabryki Trzciny (obecnie Mała Warszawa) w 2003 r. Później pojawiły się kolejne: SOHO Factory, Centrum Praskie Koneser, Fort Mokotów, Elektrownia Powiśle, a ostatnio także Fabryka Norblina. Różne to były inwestycje. Jedne mniej, inne bardziej udane. Raz koncentrujące się na usługach, kiedy indziej na ofercie powierzchni biurowej. Włączające w różnym stopniu w swą przestrzeń budynki mieszkalne, tereny rekreacyjne i obiekty kultury. Ale wszystkie je łączy jedno: choć żyją już nowym życiem, to pozostały w mieście swoistymi enklawami, z zachowanymi dawnymi granicami, niekiedy nadal otoczone murem, wyraźnie zaznaczające miejsca styczności i komunikacji z otoczeniem.
W punkcie wyjścia Browary były w sytuacji podobnego odosobnienia. Piwo warzono tu od 1846 r., a zakład stopniowo rozrastał się, by ostatecznie otoczyć murami duży, blisko czteroipółhektarowy teren. Warszawiacy dobrze znali to miejsce, nie tylko za sprawą popularnego Królewskiego, ale i coca-coli, której pierwsza licencyjna butelka opuściła fabrykę w 1972 r. Przez całe dekady kwartał, którego granice stanowiły ulice Grzybowska, Wronia, Chłodna i Krochmalna, pozostawał niedostępny. Nawet po likwidacji zakładu w 2004 r. i po okresie wyburzeń budynków fabryki, który trwał do 2007 r.
W 2014 r. browary kupiła spółka deweloperska Echo Investment i można było przypuszczać, że podzielą one los podobnych miejsc: albo zamkniętej mieszkalnej enklawy z ochroniarzami w bramach wjazdowych, albo centrum handlowo-usługowego wyraźnie zaznaczającego swoją odrębność. Stało się inaczej. Już przy projektowaniu 19. Dzielnicy pracownia JEMS udowodniła, że z niechęcią – by nie rzec: awersją – traktuje ideę odgradzania się. I tym razem, na szczęście z aprobatą inwestora, postanowili zburzyć mury i maksymalnie wtopić nowe zabudowania w otaczającą je miejską strukturę. Browary zostały „wszyte” w Warszawę tak, że ktoś niezorientowany nie dostrzeże nawet, gdzie się kończą, a gdzie zaczynają. To ważne o tyle, że projekt dotyczył dużego obszaru leżącego nie tylko w samym sercu dzielnicy Woli, ale też niemal w centrum miasta, zaledwie jedną przecznicę od granic Śródmieścia. Powstały zatem nowe ulice, które połączono z dotychczas istniejącymi, zlikwidowano wszelkie elementy oddzielające ten teren od otoczenia. Odtworzono przedwojenny przebieg ulicy Krochmalnej, dodano nową, prostopadłą do niej ulicę Haberbuscha i Schielego.
Browary Warszawskie są wzorcowym przykładem, jak zadowalając inwestora, można równocześnie stworzyć projekt służący dobrze miastu. Nikt tu nie upychał kolanem budynków, z wąziutkimi chodnikami i namiastką zieleni w postaci rachitycznych krzaczków. Nikt nie wyciągał biurowców maksymalnie w górę, by zyskać kilka dodatkowych pięter. Słusznie uznano, że sama atrakcyjna lokalizacja nie wystarczy, a o wartości miejsca nie będą świadczyć kamery, szlabany i zakazy, tylko mądre połączenie wielkomiejskości i zasad „nowego urbanizmu”.
Wydaje się, że o jakości Browarów świadczą przede wszystkim dwa elementy. Po pierwsze, różnorodność osiągnięta na wszelkich możliwych poziomach. Przede wszystkim funkcjonalnym. Na terenie Browarów powstały zarówno budynki biurowe, jak i mieszkalne, a także rozległa strefa usług, w tym duża oferta gastronomiczna, ze słynną już restauracją sygnowaną przez Roberta Lewandowskiego. To sprawia, że społecznie to miejsce żyje, oczywiście w inny sposób o różnych porach doby, ale nigdy nie zamienia się w martwy kwartał, po którym hula wiatr. Ale – co urzeka najbardziej – zadbano też o stworzenie ciekawej, niejednorodnej i całkiem sporej ogólnodostępnej strefy publicznej. Placyki, deptaki, skwery z dużą ilością zieleni, a nawet z kameralną kwietną łąką, na której można zapaść się w leżaku z książką lub laptopem. To tym ważniejsze, że najbliższe publiczne parki znajdują się od Browarów dość daleko.
Architektonicznie Browary wyglądają tak, jakby ich poszczególne fragmenty powstawały w różnym czasie i zaprojektowane zostały w różnych pracowniach, jak gdyby ta część miasta rosła powoli, tak jak rośnie miasto. Budynki różnią się między sobą wielkością, materiałami i kolorami wykorzystanymi na fasadach, podziałami, sposobem zagospodarowania przyziemia. A jednak przechodzień nie ma poczucia chaosu czy niedopasowania, a ta różnorodność układa się w spójną całość. Nawet wąskie uliczki sprawiają wrażenie przytulnych enklaw, a nie przytłoczonych przestrzeni.
Przeważa oczywiście architektura współczesna, ale zachowano cztery zabytkowe zabudowania przedwojenne. Imponująco wyeksponowano fabrykancką willę Schielów, pieczołowicie odrestaurowano dawną warzelnię i laboratorium, zaś część ceglanych piwnic niegdysiejszej leżakowni połączono z nowo utworzonym placykiem, co stworzyło ciekawą różnicę poziomów. Może nie jest tego wiele, ale projektantom udało się tak zespolić przeszłość z teraźniejszością, że ta pierwsza nie wydaje się ani przytłoczona, ani zmarginalizowana, jak to ma miejsce choćby w nieodległym i niemal równocześnie otwartym kompleksie zbudowanym na gruzach zakładów Norblina.
Drugim niezaprzeczalnym walorem nagrodzonej inwestycji jest jej elegancja, dyskretne wyrafinowanie. To swoista oaza dobrego smaku wolna od wszelkich apokaliptycznych plag współczesnych polskich miast: betonozy, pastelozy, inwazji reklam i billboardów, przesytu, natłoku, chaosu. Zadbano o szczegóły, wymyślono je i konsekwentnie dopilnowano ich zastosowania. Począwszy od estetycznych latarni, koszy na śmieci, ławek czy stojaków na rowery, przez małą architekturę wspierającą rozwój roślinności (murki, pergole), po klarowny system przestrzennej identyfikacji i informacji. Mające tu siedziby firmy usługowe i biura nie walczą na wielkość i wizualną krzykliwość szyldów i tablic z nazwami, wszystko zostało poddane dystyngowanej standardyzacji. Tak powinny wyglądać rodzime osiedla, centra miast, miejsca publiczne.
Od blisko dwu dekad warszawska Wola dynamicznie się rozwija i już teraz poszczycić się może największą liczbą najwyższych biurowców w mieście. Ale dotychczas był to rozwój tyleż efektowny, co niewiele mający wspólnego z ludzką skalą i potrzebami. Wystarczy zajrzeć na drugą stronę ulicy Towarowej, w okolice wcześniejszych tego typu inwestycji, choćby wzdłuż ulicy Przyokopowej czy Giełdowej, by przekonać się, jak totalnie są bezduszne i pozbawione jakiegokolwiek genius loci. W tym inwestycyjno-deweloperskim kanonie pierwszego skromnego, ale ciekawego wyłomu dokonała firma Ghelamco, tworząc przy inwestycji Warsaw Spire powszechnie dostępny plac Europejski. Nieodległe Browary Warszawskie są doskonałym rozwinięciem tej idei architektoniczno-urbanistycznego kapitalizmu z ludzką twarzą.