Znasz pewnie te filmy, w których nagle dzieciaki przez przypadek trafiają do magicznego, tajemniczego ogrodu, albo te, w których bohaterowie nagle wchodzą na zamkniętą imprezę do klubu dla wtajemniczonych... Takie miejsca łączy jedna zasada „im mniej o nich wiesz, tym lepiej się w nich bawisz”. I taki właśnie charakter ma mieć BAILA w Browarach Warszawskich, na dynamicznie zmieniającej się Woli.
„Show & Dinning” – taki dopisek towarzyszy w logo nazwie BAILA. I to już podpowiada, że nie będzie to typowy gastronomiczny koncept. Właściciele poprosili nas o umiarkowane dawkowanie informacji, ale pewną tajemnicę zdradza już sama nazwa lokalu, bo przecież słowo „baila” znaczy ni mniej, ni więcej, tylko „tańcz”. I możemy dodać, że choć słowo to ma hiszpańskie korzenie, to w tym przypadku dobrze byłoby je wymawiać z południowoamerykańskim akcentem, bo taka właśnie będzie tu kuchnia (nurt ten w gastro nazywają „Nuevo Latino”), muzyka i atmosfera. Gorąca, trochę latynoska, a trochę... stop. Bo powiemy za dużo.


Zostańmy póki co przy „show & dinning”. A wiadomo. Gdzie „show”, tam scena (także z występami na żywo), a gdzie „dinning”, tam kuchnia, w której rozgoszczą się między innymi ostrygi i najprzedniejszej jakości wołowina, salsy, guacamole i oszałamiające jamon iberico. Baila ma aspiracje, by lepiej niż ktokolwiek kiedykolwiek, połączyć jedno i drugie.
A skoro o atmosferze mowa, to spory wpływ na klimat (południowoamerykański) będzie mieć wystrój. Gorący, barwny, sycący wzrok, pełen kolorów i światłocieni.
„Baila!” to tak naprawdę okrzyk, wezwanie do działania, zachęta do życia pełną piersią. I takie aspiracje ma właśnie ten lokal. Zachęcać do życia, wyrywać z codziennej rutyny, prowokować do poszerzania palety doświadczeń i doznań.
Zatem będzie to miejsce idealne dla hedonistów, birbantów i bon vivantów. „Ciesz się chwilą” to jego motto, a celem, który stawia przed sobą BAILA jest, by owo motto przekuć w czyny. A że będzie tu także nowoczesny i gorący jak klimat w Południowej Ameryce coctail bar, to raczej musi się im to wszystko udać. Zresztą, najlepiej sami sprawdźcie, co i jak, pamiętając prostą zasadę, że „im mniej wiecie o tym miejscu, tym...”.